12. Epilog



Sergio wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia. Zrobiło mu się niedobrze na sam widok tej ohydnej mordy. Liczył na to, że przyjdzie mu go spotykać jedynie podczas meczów, a tutaj proszę!
- Zejdź mi z drogi, bo znów zrobię ci krzywdę – syknął blondyn, przez zaciśnięte zęby. Przez cały ten czas piorunował spojrzeniem bruneta. Ten jednak wydawał się niewzruszony, a dodatku kompletnie zignorował groźby piłkarza.
- Co cię tu sprowadza? – spytał obrońca F.C Barcelony, uwielbiany przez kobiety na całym świecie, Marc Bartra. Jasne tęczówki lśniły podejrzanym światłem, co nie spodobało się Ramosowi.
- Twoja była dziewczyna. Tak się składa, że zamierzam zacząć z nią nowe życie. Z pewnością bez ciebie. Życz nam powodzenia – powiedział piłkarz Królewskich na jednym tchu, jakby znał tą kwestię na pamięć. Ruszył przed sobie i pomachał na pożegnanie towarzyszowi. Musiał być naprawdę zaślepiony wizją przyszłości z Andreą, skoro uznał, że Bartra tak po prostu mu odpuści.
W odpowiednim momencie Marc szarpnął za koszulkę Sergio, zmuszając go do odwrócenia się. Od razu Ramos posłał mu mordercze spojrzenie. Nie miał czasu na bójki, ale najwyraźniej musiał pokazać temu małolatowi kto jest panem i władcą. Brunet był od niego młodszy i zdecydowanie mniej doświadczony jeśli chodzi o piłkę nożną i… życie.
- Łapy przy sobie, śmieciu. Nie chcę załapać od ciebie jakiegoś świństwa – zaczął szarpać się blondyn. Marc pozostawał nieugięty. Ramos wreszcie nie wytrzymał. Podkurczył ramię, a później wymierzył cios piłkarzowi. Twarz Bartry odleciała na bok. Momentalnie syknął z bólu i złapał się za nos, z którego pociekła stróżka krwi. Dała się usłyszeć również wiązankę przekleństw.
Sergio uśmiechnął się triumfalnie.
- Nigdy nie zadzieraj ze starszymi – wyszeptał tak, aby tylko brunet mógł go usłyszeć. – Bo mogą połamać ci kości – puścił oczko na odchodne i wybiegł z lotniska.
Z trudem udało mu się złapać taksówkę. W Barcelonie było chyba jeszcze gorzej niż w Madrycie, a myślał, że to niemożliwe. Usiadł wygodnie w fotelu i delektował się tym, że za chwilę dopnie swego.

Zatrzasnęła za sobą drzwi i zostawiła walizkę w bliżej niezidentyfikowanym miejscu. Odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie znalazła się w domu brata, jednak wciąż zżerały ją wyrzuty sumienia. Cristiano był na nią zły, teraz pewnie ta wrogość udzieliła się również Gerardowi, Ikerowi i przede wszystkim Sergio. Musiała jakoś opróżnić umysł z tych nieprzyjemnych myśli, dotyczących piłkarzy. Już nigdy więcej miała ich nie zobaczyć, więc po się przejmowała?
Ściągnęła buty, pozwalając stopą na odpoczynek. Pognała do łazienki na pierwsze piętro. Stanęła przy umywalce i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Próbowała się uśmiechnąć, co udało jej się po kilku nieudolnych próbach. Okłamywała samą siebie. Nic nie było w porządku.
Niespodziewanie poczuła jak łzy pieką ją pod powiekami. Skoro znajdowała się sama w domu, wreszcie mogła dać upust emocjom. Dodatkowo dobiła się myślą, że Sergio z pewnością właśnie świętuje swoje nowe życie u boku Lany. Musiał być cholernie szczęśliwy, podczas gdy ona miała ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z rozpaczy. Sama się w to wpakowała. Zaczęła gdybać. Zastanawiała się, co stałoby się gdyby nie przyjęła tej pracy. Co gdyby nie spotkała znów Sergio? Pewnie żyłaby spokojnie, bez większych problemów. Wszystko sprowadzało się do Gerarda. On ją do tego przekonał. Niezdarnie szukała winowajcy, choć sama była sobie winna.
Znów tępo wpatrywała się w szklane odbicie. Czarny tusz spływał po policzkach wraz z gorzkimi łzami. Wmawiała sobie, że postąpiła słusznie, ale serce całkowicie temu zaprzeczało. Po tylu latach wciąż czuła coś do Ramosa. Była między nimi niewidzialna nić porozumienia. Dał jej nadzieję, a później doszczętnie ją zniszczył. W tym momencie nienawidziła go tak samo, jak pragnęła. Sama nie wiedziała czy bardziej chciała go pocałować, czy uderzyć.
Nagle do jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Nie miała ochoty otwierać, jednak gość nie dawał za wygraną. Dzwonił i pukał na przemian, i non stop. Wymruczała pod nosem kilka przekleństw. Odkręciła kurek z zimną wodą, po czym nalała ją w dłonie i obmyła twarz. Musiała przecież jakoś wyglądać, inaczej przybysz wystraszyłby się i zapewne uciekłby z krzykiem. W sumie to nie byłoby takie złe…
Zbiegła na dół. Zanim otworzyła, wyjrzała przez okno. Nie chciała przyjmować jakiegoś nieproszonego gościa. Wolała udawać, że nie ma jej w domu. Czasami działało. Gdy odchyliła niezauważalnie firankę i wyostrzyła wzrok…
Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Miała wrażenie, że wyobraźnia płata jej figle, dlatego uszczypnęła się w rękę, by oprzytomnieć. Kiedy to zrobiła, okazało się, że to wcale nie fikcja, a najprawdziwsza rzeczywistość. Obrońca Królewskich siedział właśnie na schodach, prowadzących do mieszkania brata Andrei. Jej Sergio. Nie mogła tego pojąć. W mgnieniu oka w głowie blondynki pojawiło się mnóstwo pytań, na które pragnęła znaleźć odpowiedzieć. Jak? Gdzie? Kiedy?
Wahała się. Serce podpowiadało dziewczynie, aby otworzyła drzwi i wpadła w ramiona piłkarza. Rozum natomiast nakazywał się opanować. Ramos przecież mógł znaleźć się tutaj zupełnie przypadkiem, chociaż… Właśnie powinien być na własnym weselu. Zakryła usta dłonią z wrażenia. Co on do cholery tutaj robi? Zaczęła się denerwować. Ręce Andrei pociły się, a serce zwiększyło częstotliwość uderzeń. Na palcach ruszyła do swojej torby, gdzie znalazła telefon. Jakie było jej zdziwienie, gdy z wyświetlacza odczytała, że miała aż 50 nieodebranych połączeń i kilka wiadomości. Odblokowała ekran i sprawdzała historię. W większości dobijał się do niej właśnie Sergio. Nie zabrakło telefonów od Cristiano czy Ikera, a także od Gerarda.
Złapała za klamkę, wciąż nie będąc niczego pewna. Zatrzymała się, rozmyślając nad wszystkimi za i przeciw. Wreszcie pod nagłym przypływem śmiałości, pociągnęła uchwyt ku dołowi. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Od razu przekręcił głowę, tak aby móc na nią spojrzeć. Kamień spadł mu z serca, gdy zobaczył, że jest cała i zdrowa. W dodatku w końcu mu otworzyła.
- Sergio… Co ty wyprawiasz? – spytała. Nie zdawała sobie sprawy, że głos jej drżał.
Momentalnie poderwał się na równe nogi i stanął obok niej. Poczuła ciepły, miętowy oddech piłkarza na swojej szyi. Mimowolnie wzdrygnęła się i wycofała. W efekcie wpadła na ścianę, a stamtąd nie było już ucieczki. Kiedy spokojnie stawiał na przód kolejne kroki, zorientowała się, że wciąż ma na sobie garnitur. I bądź co bądź, wyglądał w nim cholernie seksownie. Bezwiednie zagryzła wargę. Dystans między nimi wciąż się zmniejszał. Nie minęła sekunda, a on był na wyciągnięcie ręki. Ulokował dłonie na biodrach towarzyszki i naparł na nią ciałem. Spojrzał jej głęboko w oczy i posłał jeden ze swoim firmowych uśmiechów.
- Przyjechałem po swoją zgubę – powiedział niezwykle seksownym i uwodzicielskim głosem. Jak zwykle puścił dziewczynie pawie oko.
- S-słucham? – wyjąkała. Zrobiło jej się sucho w ustach. Każde słowa grzęzło w gardle Andrei. Nie mogła zapanować nad własnym ciałem.
- To proste – wymruczał. Opuszkami palców wyznaczał drogę, prowadzącą od wcięcia w talii, poprzez obojczyki, aż do kości policzkowych blondynki. – Kocham cię. Zawsze cię kochałem. I tym razem nie zamierzam tego spieprzyć – wyszeptał, gdy nachylał się nad szyją towarzyszki. Zaczął ją delikatnie przygryzać zębami. Instynktownie odchyliła głowę w bok, by dać mu lepszy dostęp. Niespodziewanie jednak chwycił za jej włosy i nakierował ja prosto na jego usta. Pocałował ją namiętnie i zachłannie, jakby miał wygrać Mistrzostwa Świata. Żołądek Andrei ścisnął się w supełek, a przed oczami miała pokaz sztucznych ogni.
- Też cię kocham, Sergio – odpowiedziała, co niesamowicie go usatysfakcjonowało. Tego właśnie oczekiwał. Poczuł jak wplata palce w jego włosy i delikatnie ciągnie za ich końce. Delikatnie pchnął nogą drzwi, powodując, że otworzyły się szeroko. Wziął ją w ramiona i przeniósł przez próg. Zachichotała melodyjnie. Ten dźwięk był jak ulubiona płyta, którą można odtwarzać bez przerwy. Zaczął iść schodami do góry.
- Myślisz, że Gerard bardzo się pogniewa, jeśli zrobimy to w jego sypialni? – spytał i zaczął się głośno śmiać. Zawsze chciał porządnie utrzeć nosa Pique, a teraz miał wspaniałą okazję. Andrea tylko wywróciła oczami i pacnęła ukochanego w ramię. 

*
Przepraszam za opóźnienia, ale szkoła zabiera cały mój cenny czas, a do tego dochodzi jeszcze remont mojego nowego pokoju :( Mam nadzieję, że mi wybaczycie. 
Kurczę, bardzo mi smutno, że ta historia dobiegła końca. Włożyłam w nią całe serce, chociaż  zaczęłam ją pisać pod wpływem chwili. Naprawdę ciężko mi się z tym wszystkim żegnać. Szczerze mówiąc to jedno z najlepszych opowiadań, jakie napisałam. Co prawda krótkie, ale zawsze poprawia mi humor. Będzie brakowało mi roztrzepanego Ramosa, dobrego Ikera i wścibskiego Cristiano. Mam nadzieję, że za jakiś czas wrócę do opowiadań piłkarskich, kto wie. Może wtedy wciąż ze mną będziecie? 
I najwazniejsze. D Z I Ę K U J Ę.
Tak, właśnie wam.
Dlaczego?
Bo wytrwaliście do samego końca, bo jesteście wspaniali, bo (mam nadzieję) pokochaliście tą historię, równie mocno co ja. Nikt nie dawał mi tyle motywacji co wy. Głównie dzięki wam to opowiadanie istniało. To nasze wspólne dzieło, możecie być dumni, tak samo jak ja! 
KOCHAM WAS! 
Obyśmy jeszcze kiedyś na siebie wpadli! ♥♥♥♥♥