Sergio
wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia. Zrobiło mu się niedobrze na sam widok
tej ohydnej mordy. Liczył na to, że przyjdzie mu go spotykać jedynie podczas
meczów, a tutaj proszę!
- Zejdź
mi z drogi, bo znów zrobię ci krzywdę – syknął blondyn, przez zaciśnięte zęby.
Przez cały ten czas piorunował spojrzeniem bruneta. Ten jednak wydawał się
niewzruszony, a dodatku kompletnie zignorował groźby piłkarza.
- Co
cię tu sprowadza? – spytał obrońca F.C Barcelony, uwielbiany przez kobiety na
całym świecie, Marc Bartra. Jasne tęczówki lśniły podejrzanym światłem, co nie
spodobało się Ramosowi.
- Twoja
była dziewczyna. Tak się składa, że zamierzam zacząć z nią nowe życie. Z
pewnością bez ciebie. Życz nam powodzenia – powiedział piłkarz Królewskich na
jednym tchu, jakby znał tą kwestię na pamięć. Ruszył przed sobie i pomachał na
pożegnanie towarzyszowi. Musiał być naprawdę zaślepiony wizją przyszłości z
Andreą, skoro uznał, że Bartra tak po prostu mu odpuści.
W
odpowiednim momencie Marc szarpnął za koszulkę Sergio, zmuszając go do
odwrócenia się. Od razu Ramos posłał mu mordercze spojrzenie. Nie miał czasu na
bójki, ale najwyraźniej musiał pokazać temu małolatowi kto jest panem i władcą.
Brunet był od niego młodszy i zdecydowanie mniej doświadczony jeśli chodzi o
piłkę nożną i… życie.
- Łapy
przy sobie, śmieciu. Nie chcę załapać od ciebie jakiegoś świństwa – zaczął
szarpać się blondyn. Marc pozostawał nieugięty. Ramos wreszcie nie wytrzymał.
Podkurczył ramię, a później wymierzył cios piłkarzowi. Twarz Bartry odleciała
na bok. Momentalnie syknął z bólu i złapał się za nos, z którego pociekła stróżka
krwi. Dała się usłyszeć również wiązankę przekleństw.
Sergio
uśmiechnął się triumfalnie.
-
Nigdy nie zadzieraj ze starszymi – wyszeptał tak, aby tylko brunet mógł go
usłyszeć. – Bo mogą połamać ci kości – puścił oczko na odchodne i wybiegł z
lotniska.
Z
trudem udało mu się złapać taksówkę. W Barcelonie było chyba jeszcze gorzej niż
w Madrycie, a myślał, że to niemożliwe. Usiadł wygodnie w fotelu i delektował
się tym, że za chwilę dopnie swego.
Zatrzasnęła
za sobą drzwi i zostawiła walizkę w bliżej niezidentyfikowanym miejscu.
Odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie znalazła się w domu brata, jednak wciąż zżerały
ją wyrzuty sumienia. Cristiano był na nią zły, teraz pewnie ta wrogość
udzieliła się również Gerardowi, Ikerowi i przede wszystkim Sergio. Musiała jakoś
opróżnić umysł z tych nieprzyjemnych myśli, dotyczących piłkarzy. Już nigdy
więcej miała ich nie zobaczyć, więc po się przejmowała?
Ściągnęła
buty, pozwalając stopą na odpoczynek. Pognała do łazienki na pierwsze piętro.
Stanęła przy umywalce i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Próbowała się
uśmiechnąć, co udało jej się po kilku nieudolnych próbach. Okłamywała samą
siebie. Nic nie było w porządku.
Niespodziewanie
poczuła jak łzy pieką ją pod powiekami. Skoro znajdowała się sama w domu,
wreszcie mogła dać upust emocjom. Dodatkowo dobiła się myślą, że Sergio z
pewnością właśnie świętuje swoje nowe życie u boku Lany. Musiał być cholernie
szczęśliwy, podczas gdy ona miała ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z
rozpaczy. Sama się w to wpakowała. Zaczęła gdybać. Zastanawiała się, co stałoby
się gdyby nie przyjęła tej pracy. Co gdyby nie spotkała znów Sergio? Pewnie
żyłaby spokojnie, bez większych problemów. Wszystko sprowadzało się do Gerarda.
On ją do tego przekonał. Niezdarnie szukała winowajcy, choć sama była sobie
winna.
Znów
tępo wpatrywała się w szklane odbicie. Czarny tusz spływał po policzkach wraz z
gorzkimi łzami. Wmawiała sobie, że postąpiła słusznie, ale serce całkowicie
temu zaprzeczało. Po tylu latach wciąż czuła coś do Ramosa. Była między nimi
niewidzialna nić porozumienia. Dał jej nadzieję, a później doszczętnie ją
zniszczył. W tym momencie nienawidziła go tak samo, jak pragnęła. Sama nie
wiedziała czy bardziej chciała go pocałować, czy uderzyć.
Nagle
do jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Nie miała ochoty otwierać, jednak gość nie
dawał za wygraną. Dzwonił i pukał na przemian, i non stop. Wymruczała pod nosem
kilka przekleństw. Odkręciła kurek z zimną wodą, po czym nalała ją w dłonie i
obmyła twarz. Musiała przecież jakoś wyglądać, inaczej przybysz wystraszyłby
się i zapewne uciekłby z krzykiem. W sumie to nie byłoby takie złe…
Zbiegła
na dół. Zanim otworzyła, wyjrzała przez okno. Nie chciała przyjmować jakiegoś
nieproszonego gościa. Wolała udawać, że nie ma jej w domu. Czasami działało.
Gdy odchyliła niezauważalnie firankę i wyostrzyła wzrok…
Nie
mogła uwierzyć własnym oczom. Miała wrażenie, że wyobraźnia płata jej figle,
dlatego uszczypnęła się w rękę, by oprzytomnieć. Kiedy to zrobiła, okazało się,
że to wcale nie fikcja, a najprawdziwsza rzeczywistość. Obrońca Królewskich
siedział właśnie na schodach, prowadzących do mieszkania brata Andrei. Jej
Sergio. Nie mogła tego pojąć. W mgnieniu oka w głowie blondynki pojawiło się
mnóstwo pytań, na które pragnęła znaleźć odpowiedzieć. Jak? Gdzie? Kiedy?
Wahała
się. Serce podpowiadało dziewczynie, aby otworzyła drzwi i wpadła w ramiona
piłkarza. Rozum natomiast nakazywał się opanować. Ramos przecież mógł znaleźć
się tutaj zupełnie przypadkiem, chociaż… Właśnie powinien być na własnym
weselu. Zakryła usta dłonią z wrażenia. Co on do cholery tutaj robi? Zaczęła
się denerwować. Ręce Andrei pociły się, a serce zwiększyło częstotliwość
uderzeń. Na palcach ruszyła do swojej torby, gdzie znalazła telefon. Jakie było
jej zdziwienie, gdy z wyświetlacza odczytała, że miała aż 50 nieodebranych
połączeń i kilka wiadomości. Odblokowała ekran i sprawdzała historię. W
większości dobijał się do niej właśnie Sergio. Nie zabrakło telefonów od
Cristiano czy Ikera, a także od Gerarda.
Złapała
za klamkę, wciąż nie będąc niczego pewna. Zatrzymała się, rozmyślając nad
wszystkimi za i przeciw. Wreszcie pod nagłym przypływem śmiałości, pociągnęła
uchwyt ku dołowi. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Od razu
przekręcił głowę, tak aby móc na nią spojrzeć. Kamień spadł mu z serca, gdy
zobaczył, że jest cała i zdrowa. W dodatku w końcu mu otworzyła.
-
Sergio… Co ty wyprawiasz? – spytała. Nie zdawała sobie sprawy, że głos jej
drżał.
Momentalnie
poderwał się na równe nogi i stanął obok niej. Poczuła ciepły, miętowy oddech
piłkarza na swojej szyi. Mimowolnie wzdrygnęła się i wycofała. W efekcie wpadła
na ścianę, a stamtąd nie było już ucieczki. Kiedy spokojnie stawiał na przód
kolejne kroki, zorientowała się, że wciąż ma na sobie garnitur. I bądź co bądź,
wyglądał w nim cholernie seksownie. Bezwiednie zagryzła wargę. Dystans między
nimi wciąż się zmniejszał. Nie minęła sekunda, a on był na wyciągnięcie ręki.
Ulokował dłonie na biodrach towarzyszki i naparł na nią ciałem. Spojrzał jej
głęboko w oczy i posłał jeden ze swoim firmowych uśmiechów.
-
Przyjechałem po swoją zgubę – powiedział niezwykle seksownym i uwodzicielskim
głosem. Jak zwykle puścił dziewczynie pawie oko.
-
S-słucham? – wyjąkała. Zrobiło jej się sucho w ustach. Każde słowa grzęzło w
gardle Andrei. Nie mogła zapanować nad własnym ciałem.
- To
proste – wymruczał. Opuszkami palców wyznaczał drogę, prowadzącą od wcięcia w
talii, poprzez obojczyki, aż do kości policzkowych blondynki. – Kocham cię.
Zawsze cię kochałem. I tym razem nie zamierzam tego spieprzyć – wyszeptał, gdy
nachylał się nad szyją towarzyszki. Zaczął ją delikatnie przygryzać zębami.
Instynktownie odchyliła głowę w bok, by dać mu lepszy dostęp. Niespodziewanie
jednak chwycił za jej włosy i nakierował ja prosto na jego usta. Pocałował ją
namiętnie i zachłannie, jakby miał wygrać Mistrzostwa Świata. Żołądek Andrei
ścisnął się w supełek, a przed oczami miała pokaz sztucznych ogni.
- Też
cię kocham, Sergio – odpowiedziała, co niesamowicie go usatysfakcjonowało. Tego
właśnie oczekiwał. Poczuł jak wplata palce w jego włosy i delikatnie ciągnie za
ich końce. Delikatnie pchnął nogą drzwi, powodując, że otworzyły się szeroko.
Wziął ją w ramiona i przeniósł przez próg. Zachichotała melodyjnie. Ten dźwięk
był jak ulubiona płyta, którą można odtwarzać bez przerwy. Zaczął iść schodami
do góry.
-
Myślisz, że Gerard bardzo się pogniewa, jeśli zrobimy to w jego sypialni? –
spytał i zaczął się głośno śmiać. Zawsze chciał porządnie utrzeć nosa Pique, a
teraz miał wspaniałą okazję. Andrea tylko wywróciła oczami i pacnęła ukochanego
w ramię.
*
Przepraszam za opóźnienia, ale szkoła zabiera cały mój cenny czas, a do tego dochodzi jeszcze remont mojego nowego pokoju :( Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Kurczę, bardzo mi smutno, że ta historia dobiegła końca. Włożyłam w nią całe serce, chociaż zaczęłam ją pisać pod wpływem chwili. Naprawdę ciężko mi się z tym wszystkim żegnać. Szczerze mówiąc to jedno z najlepszych opowiadań, jakie napisałam. Co prawda krótkie, ale zawsze poprawia mi humor. Będzie brakowało mi roztrzepanego Ramosa, dobrego Ikera i wścibskiego Cristiano. Mam nadzieję, że za jakiś czas wrócę do opowiadań piłkarskich, kto wie. Może wtedy wciąż ze mną będziecie?
I najwazniejsze. D Z I Ę K U J Ę.
Tak, właśnie wam.
Dlaczego?
Bo wytrwaliście do samego końca, bo jesteście wspaniali, bo (mam nadzieję) pokochaliście tą historię, równie mocno co ja. Nikt nie dawał mi tyle motywacji co wy. Głównie dzięki wam to opowiadanie istniało. To nasze wspólne dzieło, możecie być dumni, tak samo jak ja!
KOCHAM WAS!
Obyśmy jeszcze kiedyś na siebie wpadli! ♥♥♥♥♥